niedziela, 23 czerwca 2013

Calibrion- cz. 1

Annalyn siedziała na głazie i wpatrzona w jezioro Klarythien rysowała palcami na powierzchni kamienia przeróżne wzory. Pełne zawijasów i zakrętów linie po chwili rozbłyskały zielonym światłem, by potem trysnąć iskrami i zniknąć. Dziewczyna zerknęła w stronę słońca.
-Co najmniej 16:15. Spóźnia się- mruknęła i zsunęła się ze skały.
Ruszyła w stronę pobliskiego lasu Thriel, zrywając po drodze zioła i kwiaty potrzebne jej później do przygotowywania eliksirów. Po kilkunastu minutach marszu dotarła w końcu na skraj puszczy. Pomimo ostrego słońca, w lesie panowała ciemność. Zagłębiając się coraz bardziej w ogromne zarośla musiała otulić się płaszczem ponieważ temperatura dość znacząco spadła. Gęste korony drzew nie przepuszczały prawie wcale światła, a jedynym odgłosem był szum liści. Kiedyś, gdy była mała, bała się tego lasu. Wywoływał w niej lęk, nad którym nie potrafiła zapanować. Teraz gdy dorosła i gdy zaczęła rozwijać swoje umiejętności, umiała powściągnąć strach. Nadal nie lubiła tej drogi, ale była w stanie ją pokonać. Przechodziła tędy już od dwóch lat, powoli zaczynała przyzwyczajać się do złowrogiej ciemności i nieprzerwanej ciszy. W pewnym sensie miało to swój urok. Spokój, którego nikt nie był w stanie zburzyć. Nie wiedziała co dokładnie sprawia,  że Thriel budzi niepokój.  Nie krążyły o nim żadne mrożące krew w żyłach opowieści, co więcej nie było żadnych legend. Może właśnie to tak odstraszało, sprawiało, że las stawał się obcy.  O każdym miejscu w wiosce Daellen można było coś powiedzieć. Każde miało swoją historię, zabawną lub straszną. To czyniło te miejsca przynależnymi i oswojonymi z mieszkańcami. Thriel był natomiast po prostu lasem. Annalyn przechodziła przez niego przynajmniej kilka razy w tygodniu. Rosły w nim unikatowe kwiaty stella vesperum zwane potocznie Gwiazdą Wieczoru. Potrzebowały ciemności aby móc się rozwijać a puszcza dostarczała im idealnych warunków. Były składnikiem najpotężniejszych eliksirów i były bardzo pożądanym towarem w Consociatio Magica. Pomimo częstego przebywania w lesie Annalyn nie mogła zdobyć się na odwiedzenie go nocą. Na razie było to po za jej możliwościami. Być może gdy rozwinie bardziej swoje umiejętności znajdzie w sobie dostateczną siłę woli.
 Z ulgą wyszła  na słoneczną polanę. Podczas zbierania kwiatów gwiazdy cały czas zastanawiała się czemu Saggito nie przyszedł. Nie mogła odeprzeć wrażenia, że coś mu się stało. Natomiast atmosfera w Thriel nie za bardzo sprzyjała optymistycznym myślom.
Zawsze kiedy opuszczała mroczny krąg drzew czuła jakby zostawiała tam cząstkę siebie. Pomimo strachu czuła jakieś powiązanie z lasem.
 Skierowała się w kierunku osady gdzie na obrzeżach stała jej mała chatka wraz z ogródkiem gdzie rosły najprzeróżniejsze zioła. Po 15 minutach uspokoiła się a nieobecność Saggita usprawiedliwiała faktem iż zapewne miał dużo obowiązków związanych z zamówieniami. Kiedy była już niedaleko swojego domu ujrzała postać w postrzępionym płaszczu i licznymi ranami z których sączyła się krew.
Z przerażeniem rozpoznała swojego przyjaciela.
***
- O cholera, Saggito! Co ci się stało- w przerażeniu nie panowała nad słowami. Podbiegła do ledwo trzymającego się na nogach chłopaka. Podtrzymując go wprowadziła go do izby i posadziła na krześle i sama drżącymi rękami zaczęła przygotowywać maść na rany. W pośpiechu rozcierała liście prohibere sanguinem jednocześnie dodając korzeń Leitony a także kwiat gwiazdy wieczornej, który miał wzmocnić efekt leczniczej substancji. Saggito jęczał cicho oddzierała strzępki płaszcza od jego skrwawionej klatki piersiowej i ramion. Annalyn oczyściła rany wodą a następnie nałożyła maść. Miała ona jednocześnie właściwości przeciwbólowe więc chłopak rozluźnił się nieco z westchnieniem ulgi. Opatrzywszy rany bandażem dziewczyna zalała zioła nasenne po  czym pomału wlała napar do gardła przyjaciela. Gdy zasnął wzięła go na plecy i możliwie jak najdelikatniej położyła na łóżku.
- Jednak noszenie wiader z wodą się opłaciło- mruknęła uwalniając się od ciężaru chłopaka. Nadal roztrzęsiona nalała do glinianego kubka herbaty wywaru z placidy pospolitej o właściwościach uspokajających i usiadła przy stole.  Przez głowę przelatywały jej tysiące myśli, wyobrażała sobie sytuacje na skutek których Saggito mógł zostać ranny. Z rozmyślań wytrąciło ją pukanie do drzwi. Gdy je otworzyła ujrzała kobietę owiniętą w granatowy płaszcz. Jej jasne włosy łagodnymi falami spływały po ramionach a oczy skrywane przez kaptur były błyszczące i w kolorze letniego nieba. Była młoda, mogła mieć maksymalnie 25 lat. Jej jasnej cery nie pokrywały jeszcze żadne zmarszczki. Była piękna i emanowała potężną siłą.
- Witaj- przywitała się cichym głosem- Mam dla ciebie przesyłkę. – To mówiąc sięgnęła do sakiewki przytroczonej do paska i wyciągnęła z niej medalion w kształcie gwiazdy.
Annalyn spojrzała na nią zaskoczona.
- Nie zamawiałam niczego
- To prezent- powiedziała kobieta wciskając jej w rękę wisiorek. – Powinnaś wiedzieć że… - wtem rozległ się szelest . Nieznajoma odwróciła się gwałtownie po czym wskoczyła na swojego białego konia.- Jeszcze się zobaczymy- krzyknęła i ruszyła galopem w stronę lasu.
Annalyn przez chwile stała w drzwiach próbując zrozumieć co się wydarzyło. Usłyszawszy stęknięcie Saggita ocknęła się i pobiegła do domu aby przygotować kolejną porcje maści przeciwbólowej. Może niedługo dowie się co naprawdę się wydarzyło.

Cień który czaił się wśród krzewów fortis hebram  powoli znikał.

6 komentarzy:

  1. Wiesz dobrze, co o tym uważam :D
    This is GENIAL ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze wrażenia z bloga są co najmniej pozytywne. ^w^ Powiem Ci, że wszystkie utwory z playlisty znam sama od dawna. Klimat bloga i powieści bardzo pasuje do celtyckiego podkładu. :3
    Ah, właśnie. Atmosfera jest cudowna. W niej można się zakochać.
    Zielarstwo, uzdrowicielka, las i fantastyka. Chyba już mi się podoba. ^^
    To teraz przejedźmy do korekty. c:
    -Co najmniej 16:15. / Hm, mnie osobiście taki sposób podawania czasu razi w fantasy. Nie spotkałam się chyba z tym w żadnej powieści tego typu. Radziłabym odstawić ten system, ale przecież Cię nie zmuszę. ;U;
    Na razie było to po za jej możliwościami. / Literówka. po za -> poza
    Saggito jęczał cicho oddzierała strzępki płaszcza od jego skrwawionej klatki piersiowej i ramion. / Zabrakło mi tu jakiegoś spójnika 'gdy' albo oddzielenia zdań. O.- I to bardzo. C:

    I mam jeszcze pytanie; czy celowo wprowadzasz nic nie mówiące czytelnikowi nazwy roślin? Bo możliwe, że tak. Profesjonalizm bohaterki i tak dalej. :>
    Jednak wolę się upewnić, że jesteś pewna, że tak chcesz, bo dla nikogo *w każdym razie teraz, nie wiem, czy nie zamierzasz nas edukować z roślinności w świecie powieści. C:* te nazwy nic absolutnie nie znaczą.

    Ale jakbyś miała wątpliwości co do tego: to naprawdę małe błędy, po prostu wolę to wszystko, co mi się nasunie wypisać. Mam nadzieję, że okaże się to dla Ciebie pomocne. ^^

    Ogólnie naprawdę podoba mi się Twój styl pisania, powieść zapowiada się całkiem ciekawie. ^D^
    Jak na ten rozdział to wszystko. Pozdrawiam. :3
    Rainy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za opinię ^^ co do nazw roślin, cóż, są one zwykle z łaciny i raczej wymyślone, więc traktuje to po prostu jako nazwy. Takie "imiona". ;) Jeżeli Ci się spodoba, zachęcam do dalszego czytania :D, ale mało kto pobije Myth ;)

      Usuń
    2. Jasne, nie twierdzę, że to źle, tylko tak się zastanawiałam. :D
      Ho, zobaczymy. >D< W najbliższych dniach mam nadzieję wszystko nadrobić. :3

      Usuń
    3. TE, Auvrea, weź sobie ze mnie nie żartuj T^T

      Usuń
    4. Hahahh :D ja nie żartuję ;)

      Usuń