Annalyn siedziała na głazie i wpatrzona w jezioro Klarythien
rysowała palcami na powierzchni kamienia przeróżne wzory. Pełne zawijasów i
zakrętów linie po chwili rozbłyskały zielonym światłem, by potem trysnąć
iskrami i zniknąć. Dziewczyna zerknęła w stronę słońca.
-Co najmniej 16:15. Spóźnia się- mruknęła i zsunęła się ze
skały.
Ruszyła w stronę pobliskiego lasu Thriel, zrywając po drodze
zioła i kwiaty potrzebne jej później do przygotowywania eliksirów. Po
kilkunastu minutach marszu dotarła w końcu na skraj puszczy. Pomimo ostrego
słońca, w lesie panowała ciemność. Zagłębiając się coraz bardziej w ogromne
zarośla musiała otulić się płaszczem ponieważ temperatura dość znacząco spadła.
Gęste korony drzew nie przepuszczały prawie wcale światła, a jedynym odgłosem
był szum liści. Kiedyś, gdy była mała, bała się tego lasu. Wywoływał w niej lęk,
nad którym nie potrafiła zapanować. Teraz gdy dorosła i gdy zaczęła rozwijać
swoje umiejętności, umiała powściągnąć strach. Nadal nie lubiła tej drogi, ale
była w stanie ją pokonać. Przechodziła tędy już od dwóch lat, powoli zaczynała
przyzwyczajać się do złowrogiej ciemności i nieprzerwanej ciszy. W pewnym
sensie miało to swój urok. Spokój, którego nikt nie był w stanie zburzyć. Nie
wiedziała co dokładnie sprawia, że
Thriel budzi niepokój. Nie krążyły o nim
żadne mrożące krew w żyłach opowieści, co więcej nie było żadnych legend. Może
właśnie to tak odstraszało, sprawiało, że las stawał się obcy. O każdym miejscu w wiosce Daellen można było
coś powiedzieć. Każde miało swoją historię, zabawną lub straszną. To czyniło te
miejsca przynależnymi i oswojonymi z mieszkańcami. Thriel był natomiast po
prostu lasem. Annalyn przechodziła przez niego przynajmniej kilka razy w
tygodniu. Rosły w nim unikatowe kwiaty stella vesperum zwane potocznie Gwiazdą
Wieczoru. Potrzebowały ciemności aby móc się rozwijać a puszcza dostarczała im
idealnych warunków. Były składnikiem najpotężniejszych eliksirów i były bardzo
pożądanym towarem w Consociatio Magica. Pomimo częstego przebywania w lesie
Annalyn nie mogła zdobyć się na odwiedzenie go nocą. Na razie było to po za jej
możliwościami. Być może gdy rozwinie bardziej swoje umiejętności znajdzie w
sobie dostateczną siłę woli.
Z ulgą wyszła na słoneczną polanę. Podczas zbierania
kwiatów gwiazdy cały czas zastanawiała się czemu Saggito nie przyszedł. Nie
mogła odeprzeć wrażenia, że coś mu się stało. Natomiast atmosfera w Thriel nie
za bardzo sprzyjała optymistycznym myślom.
Zawsze kiedy opuszczała mroczny krąg drzew czuła jakby
zostawiała tam cząstkę siebie. Pomimo strachu czuła jakieś powiązanie z lasem.
Skierowała się w
kierunku osady gdzie na obrzeżach stała jej mała chatka wraz z ogródkiem gdzie
rosły najprzeróżniejsze zioła. Po 15 minutach uspokoiła się a nieobecność
Saggita usprawiedliwiała faktem iż zapewne miał dużo obowiązków związanych z
zamówieniami. Kiedy była już niedaleko swojego domu ujrzała postać w
postrzępionym płaszczu i licznymi ranami z których sączyła się krew.
Z przerażeniem rozpoznała swojego przyjaciela.
***
- O cholera, Saggito! Co ci się stało- w przerażeniu nie
panowała nad słowami. Podbiegła do ledwo trzymającego się na nogach chłopaka.
Podtrzymując go wprowadziła go do izby i posadziła na krześle i sama drżącymi
rękami zaczęła przygotowywać maść na rany. W pośpiechu rozcierała liście
prohibere sanguinem jednocześnie dodając korzeń Leitony a także kwiat gwiazdy
wieczornej, który miał wzmocnić efekt leczniczej substancji. Saggito jęczał
cicho oddzierała strzępki płaszcza od jego skrwawionej klatki piersiowej i
ramion. Annalyn oczyściła rany wodą a następnie nałożyła maść. Miała ona
jednocześnie właściwości przeciwbólowe więc chłopak rozluźnił się nieco z
westchnieniem ulgi. Opatrzywszy rany bandażem dziewczyna zalała zioła nasenne
po czym pomału wlała napar do gardła
przyjaciela. Gdy zasnął wzięła go na plecy i możliwie jak najdelikatniej
położyła na łóżku.
- Jednak noszenie wiader z wodą się opłaciło- mruknęła
uwalniając się od ciężaru chłopaka. Nadal roztrzęsiona nalała do glinianego
kubka herbaty wywaru z placidy pospolitej o właściwościach uspokajających i
usiadła przy stole. Przez głowę
przelatywały jej tysiące myśli, wyobrażała sobie sytuacje na skutek których
Saggito mógł zostać ranny. Z rozmyślań wytrąciło ją pukanie do drzwi. Gdy je
otworzyła ujrzała kobietę owiniętą w granatowy płaszcz. Jej jasne włosy
łagodnymi falami spływały po ramionach a oczy skrywane przez kaptur były
błyszczące i w kolorze letniego nieba. Była młoda, mogła mieć maksymalnie 25
lat. Jej jasnej cery nie pokrywały jeszcze żadne zmarszczki. Była piękna i
emanowała potężną siłą.
- Witaj- przywitała się cichym głosem- Mam dla ciebie
przesyłkę. – To mówiąc sięgnęła do sakiewki przytroczonej do paska i wyciągnęła
z niej medalion w kształcie gwiazdy.
Annalyn spojrzała na nią zaskoczona.
- Nie zamawiałam niczego
- To prezent- powiedziała kobieta wciskając jej w rękę
wisiorek. – Powinnaś wiedzieć że… - wtem rozległ się szelest . Nieznajoma
odwróciła się gwałtownie po czym wskoczyła na swojego białego konia.- Jeszcze
się zobaczymy- krzyknęła i ruszyła galopem w stronę lasu.
Annalyn przez chwile stała w drzwiach próbując zrozumieć co
się wydarzyło. Usłyszawszy stęknięcie Saggita ocknęła się i pobiegła do domu
aby przygotować kolejną porcje maści przeciwbólowej. Może niedługo dowie się co
naprawdę się wydarzyło.
Cień który czaił się wśród krzewów fortis hebram powoli znikał.
Wiesz dobrze, co o tym uważam :D
OdpowiedzUsuńThis is GENIAL ♥
Pierwsze wrażenia z bloga są co najmniej pozytywne. ^w^ Powiem Ci, że wszystkie utwory z playlisty znam sama od dawna. Klimat bloga i powieści bardzo pasuje do celtyckiego podkładu. :3
OdpowiedzUsuńAh, właśnie. Atmosfera jest cudowna. W niej można się zakochać.
Zielarstwo, uzdrowicielka, las i fantastyka. Chyba już mi się podoba. ^^
To teraz przejedźmy do korekty. c:
-Co najmniej 16:15. / Hm, mnie osobiście taki sposób podawania czasu razi w fantasy. Nie spotkałam się chyba z tym w żadnej powieści tego typu. Radziłabym odstawić ten system, ale przecież Cię nie zmuszę. ;U;
Na razie było to po za jej możliwościami. / Literówka. po za -> poza
Saggito jęczał cicho oddzierała strzępki płaszcza od jego skrwawionej klatki piersiowej i ramion. / Zabrakło mi tu jakiegoś spójnika 'gdy' albo oddzielenia zdań. O.- I to bardzo. C:
I mam jeszcze pytanie; czy celowo wprowadzasz nic nie mówiące czytelnikowi nazwy roślin? Bo możliwe, że tak. Profesjonalizm bohaterki i tak dalej. :>
Jednak wolę się upewnić, że jesteś pewna, że tak chcesz, bo dla nikogo *w każdym razie teraz, nie wiem, czy nie zamierzasz nas edukować z roślinności w świecie powieści. C:* te nazwy nic absolutnie nie znaczą.
Ale jakbyś miała wątpliwości co do tego: to naprawdę małe błędy, po prostu wolę to wszystko, co mi się nasunie wypisać. Mam nadzieję, że okaże się to dla Ciebie pomocne. ^^
Ogólnie naprawdę podoba mi się Twój styl pisania, powieść zapowiada się całkiem ciekawie. ^D^
Jak na ten rozdział to wszystko. Pozdrawiam. :3
Rainy
Bardzo dziękuję za opinię ^^ co do nazw roślin, cóż, są one zwykle z łaciny i raczej wymyślone, więc traktuje to po prostu jako nazwy. Takie "imiona". ;) Jeżeli Ci się spodoba, zachęcam do dalszego czytania :D, ale mało kto pobije Myth ;)
UsuńJasne, nie twierdzę, że to źle, tylko tak się zastanawiałam. :D
UsuńHo, zobaczymy. >D< W najbliższych dniach mam nadzieję wszystko nadrobić. :3
TE, Auvrea, weź sobie ze mnie nie żartuj T^T
UsuńHahahh :D ja nie żartuję ;)
Usuń