Cofała się powoli. Wiedziała, że nic jej to nie pomoże.
Poczuła za sobą zimną ścianę zrujnowanego zamku. Przeciwnik wycelował palcem w
przygasłe ognisko na nowo wzniecając ogień. Odrzucił kaptur i usiadł na
kamieniu. Dziewczyna ujrzała jego zaskakująco młodą twarz, oświetloną teraz
ciepłym blaskiem płomieni. Mógł mieć najwyżej 18 lat. Spoglądał na nią, co
chwila pstrykając palcami, z których uwalniały się niebieskie iskry.
- Co tu robisz?- zapytał
Patrzyła na niego przez chwile za nim zdołała odpowiedzieć.
-Jadę do Mirnoru- odpowiedziała lekko drżącym głosem
-Jadę do Mirnoru- odpowiedziała lekko drżącym głosem
-Sama?- chłopak lekko przechylił głowę przyglądając się jej
-To, że jestem dziewczyną nie oznacza, że muszę podróżować z
opiekunem- mruknęła już trochę mniej przestraszona. – umiem o siebie zadbać.
-Właśnie widziałem-parsknął- tym zaklęciem nie zabiłabyś
nawet wilka. Naprawdę sądzisz, że dałabyś radę chociażby jednemu rozbójnikowi,
a co dopiero całej hordzie? Mnóstwo ich w tych okolicach. A ich ofiarą
najczęściej padają właśnie takie dziewczyny jak ty.
- To znaczy jakie?- Annalyn oderwała się od skały i ruszyła
w kierunku ogniska. Nie do końca wiedziała, czy ten chłopak nie zrobi jej
krzywdy, ale emocje były silniejsze od zdrowego rozsądku.
-Niedoświadczone, samotne, bezbronne…
-Uważasz, że jestem bezbronną, biedną, małą dziewczynką?- w
jej głosie rozbrzmiewał gniew.
Przyglądał jej się dłuższą chwilę z zainteresowaniem.
Szczupła, ale nie
chorobliwie chuda. Ubrana w zieloną, lnianą tunikę do kolan i wysokie buty ze
skóry. Zielony płaszcz również z lnu, teraz był przerzucony w nieładzie przez
jedno ramię. Jej rude, falowane włosy teraz upięte w luźny kok kontrastują z jasną cerą i ciemnymi oczami, rzucającymi
wyzwanie. Odważna-ocenił- zapewne uparta. Lekko przechylił głowę- I nie
brzydka- dodał z lekkim uśmiechem.
-Jestem Evan- powiedział
Dziewczyna również oceniła chłopaka.- Na pewno jest
wojownikiem, a przynajmniej umie walczyć-pomyślała patrząc na jego miecz oraz
łuk. Był ubrany w podobny strój do tego, w którym ona sama chodziła. Był
najodpowiedniejszy na długie wędrówki. -A więc, podróżuje. – Przesunęła wzrok
na jego twarz. -Młody, być może w jej wieku, ale doświadczony. Nie wiedziała
skąd to wie, być może z wyrazu jego twarzy, sposobu w jaki na nią patrzył.
Brązowe włosy opadały mu na czoło skrywając trochę oczy, które mogły być w
każdym kolorze, lecz teraz w świetle ognia wydawały się zupełnie czarne.
-Annalyn – rzuciła – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. –wysunęła
zuchwale podbródek do przodu.
Evan uśmiechnął się lekko i odpowiedział z przekorą- To się
jeszcze okaże. Po tych słowach wstał i zaczął rozsiodływać swego gniadego
konia. Położył siodło na niskim murku, poklepał swojego wierzchowca i szepnął
mu coś do ucha. Tamten posłusznie podreptał w stronę Eldorina. Annalyn patrzyła
na tę scenę przez chwilę po czym dotarło do niej co oznacza rozsiodłanie konia.
-Zamierzasz tu zostać?
-Nie będę podróżował nocą- odpowiedział chłopak
-Aha, czyli mam rozumieć, że spędzisz tu całą noc?
-Masz zamiar mnie wyrzucić? – spytał z drwiną- nie dasz
rady, i tak jestem silniejszy- uśmiechnął się. Dziewczyna zamarła oburzona,
próbując wymyślić jakąś ripostę, ale niestety nic nie przychodziło jej do
głowy. Evan zdjął płaszcz i położył go
na ziemi obok ogniska, dokładnie po przeciwnej stronie Annalyn.- Proponuje,
abyśmy trzymali warty. Tu nie jest bezpiecznie, zwłaszcza nocą. Śpij. Obudzę
cię za kilka godzin.
-Nie jestem zmęczona
-Nie? W takim razie dobrze. Obudź mnie, kiedy ognisko
zacznie przygasać.- Obrócił się tyłem do niej i położył na płaszczu.
-Tylko tyle? Nie masz mi nic do powiedzenia? Pojawiasz, się
ni stąd ni zowąd, przyprawiając mnie prawie o zawał serca a teraz kładziesz się
spać jak gdyby nigdy nic? Nie znam cię, wiem tylko, że masz na imię Evan co
wcale nie oznacza, iż nazywasz się tak naprawdę. Skąd mam wiedzieć, że kiedy zasnę ty mnie nie
okradniesz lub nie zabijesz?- była zła
Chłopak odwrócił się znów rzucając jej drwiące spojrzenie.-
Naprawdę sądzisz, że gdybym chciał cię zabić, czekałbym, aż zaśniesz? Gdybym
naprawdę chciał cię uśmiercić, już byś nie żyła.
Annalyn pufnęła z niezadowoleniem. Wiedziała, że tamten ma
rację, ale nie zamierzała powiedzieć tego na głos. Oparła się o kamień i
ostentacyjnie utkwiła wzrok w horyzoncie.