Szli ścieżką wyznaczoną przez Evana już od
kilku godzin, gdy ten zatrzymał się nagle. Podszedł do wysokiego kija wbitego w
ziemię. Na korze dało się odczytać lekko zatartą datę. Chłopak przeczytał ją, a
następnie rozejrzał się wokoło. Odwrócił się do Annalyn i lekko zaniepokojonym
głosem powiedział:
-
Wiesz co to jest?- i nie czekając na odpowiedź kontynuował- Tą gałąź zatknąłem
w ziemię prawie rok temu. Wyznaczała miejsce gdzie las się kończył. Jak
widzisz, teraz jesteśmy cały czas otoczeni drzewami i nie widać końca tej
puszczy. Od kilku lat zajmuję się badaniem tego zjawiska. Odkąd mój nauczyciel
Zethar zauważył, że las w ciągu kilku lat powiększył się właściwie dwa razy,
zlecił mi takie oto wyprawy. Co rok zatykałem kij na końcu puszczy i zawsze gdy
wracałem, tego końca widać nie było. Sama przyznasz, że to dość niezwykłe tempo
wzrostu, nawet jak na magiczną roślinność. Na razie nie wiadomo, dlaczego tak
się dzieje, ale wielu czarnoksiężników prowadzi już na ten temat badania. Cokolwiek
to jest, raczej nie ma zbyt dobrych źródeł. – umilkł, przez chwilę wpatrując
się jeszcze w zatkniętą gałąź.
-
W takim razie czeka nas jeszcze trochę drogi. Powinniśmy zdążyć. Słońce zajdzie
dopiero za dwie godziny. – Chwycił uzdę Clow’a i na powrót ruszył ścieżką.
Annalyn podążyła za nim, zaczepiając na chwilę wzrok na wyrytej dacie. –
Rzeczywiście, prawie rok temu- mruknęła jeszcze.
Na skraj lasu dotarli po około godzinie.
Rzeczywiście, jeżeli prawdą było to co mówił Evan, Thriel znacznie się rozrósł
od czasu jego ostatniej wizyty. Słońce powoli chyliło się już ku zachodowi,
więc trzeba było w miarę szybko znaleźć miejsce na nocleg. Na szczęście na
razie nie było widać złowrogiego oddziału, więc mogli mieć nadzieję, że ich
zgubili. W poszukiwaniu dogodnego miejsca na spoczynek podróżowali jeszcze
około pół godziny, aż znaleźli małą, popadającą w ruinę chatkę. Nie rozpalali
ogniska, w obawie, że pomimo ich trudnej przeprawy przez las czarni wojownicy
mogą nadal podążać ich tropem. Księżyc w pełni dawał wystarczającą ilość
światła, alby można bezpiecznie rozsiodłać konie i wybrać miejsce do spania.
Pierwszą wartę objął Evan, Annalyn ułożyła się przy ścianie chatki i zamknęła
oczy. Myślała o Daellen, o nocy kiedy spotkała tego aroganckiego chłopaka,
który posiadał ogromną magiczną moc. Myślała o ucieczce przed czarnoksiężnikiem
i jego świtą i w końcu o lesie Thriel, niezwykle dziwnym i magicznym miejscu,
które dopiero dziś, w małym stopniu poznała. Zastanawiała się, jak sama przetrwałaby tą
podróż, dochodząc do wniosku, że gdyby nie Evan raczej nie znalazłaby się nawet
tutaj. Powoli docierało do niej jak nierozsądną, a może nawet samobójczą rzeczą,
była decyzja, którą podjęła pod wpływem emocji. Analizowała powoli tamten
dzień, aby rozszyfrować co skłoniło ją aby tak nagle wyruszyć w podróż. Poturbowany,
ubrudzony piachem i krwią Saggito, jego głęboka rana na ramieniu i w końcu
informacja kto to wszystko zrobił. Przemknęło jej przez myśl, że nawet nie wie
do końca, czy to na pewno był jej brat. Być może był to po prostu ktoś podobny,
a jej przyjaciel będąc bity, nie zdążył dokładnie przyjrzeć się rysom twarzy
napastnika, dodatkowo ukrytych pod kapturem. Dlaczego więc wtedy tak spokojnie
nie mogła o tym myśleć? Mogła po prostu przeanalizować sytuację, a nie siodłać
konia i wyruszać do Mirnoru, żeby stoczyć bitwę z, o wiele potężniejszym niż
ona, bratem. Kiedy tak rozmyślała, do głowy powróciły jej wszystkie podłe
rzeczy, które w swoim życiu uczynił jej brat. Od upokorzeń, gdy była mała,
poprzez groźby, strach, w którym żyła, kiedy rodzice zostawili ją na miesiąc
pod jego opieką. Przez zaklęcia, które
czasami na nią rzucał i nabijał się z jej cierpienia, aż do sytuacji, w której
prawie doprowadził do śmierci jej najlepszego przyjaciela, którego traktowała
niemal jak brata, i którego kochała bardziej od prawdziwego. I zrozumiała. Te
wszystkie podłe występki powoli zbierały się w jedną wielką całość. Przez
kilkanaście lat. A teraz, ten wypadek po prostu przelał czarę goryczy. Nie
istotne dla niej było czy to rzeczywiście był on. Wystarczyło, że to mógł być
on. Coś w niej pękło, nienawiść, która od kilku lat zbierała się w jej sercu,
wybuchła, skłaniając ją do tego, można by ująć, szalonego kroku. Dodała jej
siły i wiary, że może go pokonać. A wiara ta, dzień w dzień, powoli ją
opuszczała. Otworzyła usta z zamiarem
zapytania o coś Evana, ale zrezygnowała. Jeszcze przez chwilę myślała o swojej
podróży, aż zmorzył ją niespokojny sen.
***
-Hej,
nie krzycz tak, spokojnie… - usłyszała cichy szept i poczuła dotyk ręki, która
lekko potrząsała jej ramieniem. Otworzyła gwałtownie oczy i ujrzała lekko
zaniepokojoną twarz Evana. Potrząsnął nią raz jeszcze, po czym puścił jej ramię
i powiedział- darłaś się tak, że mogłabyś obudzić nieboszczyka. Nie po to nie
rozpalamy ogniska, żeby potem w nocy dawać sygnały naszym wrogom.
-
Skoro tak się darłam, to może pomyślą, że ktoś już nas zamordował i dadzą sobie
spokój- odburknęła Annalyn, powoli otrząsając się z koszmaru. - już czas na
moją wartę?
-Nie,
jeszcze co najmniej 3 godziny. Połóż się i spróbuj tak nie wrzeszczeć, bo będę
zmuszony znów cię obudzić, a następnie zakneblować.
-
Naprawdę bardzo zabawne, bardzo… - powiedziała i odwróciła się plecami do
współtowarzysza.
Evan uśmiechnął się pod nosem i zwrócił wzrok
ku lesie Thriel. Nadal widoczny ciemny pas po zachodniej stronie chatki budził
niepokój i grozę.
Rośnie
coraz szybciej- myślał- dziś musieliśmy się przedzierać o godzinę dłużej… na
początku różnice pomiędzy kijem a skrajem lasu wynosiły najwyżej piętnaście
minut.
-
Co się tam dzieje? – szepnął do siebie
-
Mówiłeś coś?- wymamrotała na wpół śpiąca Annalyn
-
Nie, nic. Śpij, bo zaraz obejmujesz wartę. A nie chce ryzykować, że zaśniesz i
coś nas znienacka zaatakuje.
- Zawsze jesteś taki niemiły, czy po prostu trafiłam na twój zły
hmm… tydzień? O przepraszam, już raczej „dwutydzień”. Nie mógłbyś chociaż raz
odpowiedzieć normalnie na pytanie? Bez tych swoich ironicznych komentarzy? Bądź
co bądź, to ty się do mnie przyczepiłeś, nie ja do ciebie.
- I dobrze zrobiłem, bo prawdopodobnie już byś nie żyła, albo teraz siedziała przywiązana do drzewa jako więzień.- widząc, że Annalyn odwraca się z zamiarem wszczęcia kłótni, dodał pospiesznie- Śpij. Naprawdę. Jutro czeka nas ciężki dzień.
- I dobrze zrobiłem, bo prawdopodobnie już byś nie żyła, albo teraz siedziała przywiązana do drzewa jako więzień.- widząc, że Annalyn odwraca się z zamiarem wszczęcia kłótni, dodał pospiesznie- Śpij. Naprawdę. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Dziewczyna zawahała się przez moment po czym na powrót się
położyła.
- Tylko nie myśl, że ci odpuszczę. Rano sobie porozmawiamy.
-Tak, tak, wiem… Dobranoc
Trochę dłuższy niż zazwyczaj, zgodnie z życzeniem Myth. ;) ale nie wiem czy będziesz zadowolona :) miłego czytania