niedziela, 13 października 2013

Calibrion- cz. 11

No i jest! W końcu :D jakoś udało mi się napisać, choć w sumie sama nie do końca w to wierzyłam :) w każdym razie miłego czytania i zapraszam do komentowania :)

Skończyli siodłać konie, kiedy Evan wyciągnął trochę już podniszczoną mapę z sakwy przytroczonej do siodła Clowe’a i usiadł na kamieniu jednocześnie rozprostowując ją.  Annalyn stanęła mu za plecami i wbiła wzrok w mapę. Odnalazła małe kropki właściwie na samym skraju mapy i odczytała nazwę swojej wioski oraz innych sąsiadujących z nią. Obok narysowany Las Thriel zdawał się ciągnąć w nieskończoność i zajmował dużą część północnej strony mapy.
- Jesteśmy gdzieś tu, jeżeli się nie mylę- Evan wskazał na punkt mniej więcej po środku ogromnego pasa pustkowia, zajmującego jedną trzecią całej powierzchni zniszczonego pergaminu. – Jak widzisz, tutaj jest wioska. To dość stara mapa, dlatego tutaj las jest mniejszy niż w rzeczywistości. Wioska, koło której jesteśmy, a raczej będziemy, nazywa się Pevereth i została opuszczona po wielkiej wojnie, kiedy to straciła przynależność do któregokolwiek z państw i stała się obiektem napaści wygnanych, których słaby przywódca nie mógł powstrzymać. Ta chata, przy której nocowaliśmy to zapewne dom jakiegoś chłopa, który był zbyt biedny, żeby osiedlić się bliżej rynku. Gdybyśmy się dobrze przyjrzeli pewnie dałoby się znaleźć jakąś zrujnowaną oborę lub chociażby zwykłą szopę, w której mógł trzymać zwierzęta.
 Myślę, że dziś powinniśmy dotrzeć gdzieś w te rejony- powiódł palcem po mapie i wskazał oddalony o kilka centymetrów punkt, który równie dobrze mógł być ruinami zamku, lasem, wioską lub nie wiadomo czym jeszcze.
- Co to?- spytała Annalyn- wygląda jak kupa kamieni.
-To Certion. Kiedyś jedno z największych i najbogatszych miast Mirnoru, teraz jedynie ruiny jeżeli można nazwać tak to, co z niego zostało. Rozegrała się tu bitwa pomiędzy Vanorem a Mirnorem. Miasto zostało doszczętnie spalone i spustoszone, teraz jest właściwie cmentarzem tysięcy żołnierzy.
 Zanim zaczęły się walki, takie jak ta w Certionie, Mirnor był u szczytu świetności. Jego terytorium było wtedy największe i zajmowało prawie cały obszar, który teraz jest pustkowiem. Konflikty zbrojne trwały kilka lat i gdy Vanor w końcu definitywnie pokonał sąsiadujące państwo pustkowie formalnie zostało przypisane do naszego kraju. Tak naprawdę jednak, nikt nie uważa pustkowia za część naszego państwa. To opuszczone tereny na które czasami uciekają przestępcy, a także ludzie skazani na banicję. Tak więc cały ten obszar praktycznie jest niczyj, zarządzany przez pomniejsze grupy barbarzyńców. Kiedy do niego dotrzemy, od granicy Mirnoru będzie nas dzielił około tydzień drogi.
 Wsiedli na konie i ruszyli w kierunku oddalonej o kilkanaście minut wioski.
 - Dlaczego wybuchły walki? – spytała Annalyn
- Jest taka opowieść, że władcy nigdy nie pałali do siebie ciepłymi uczuciami, ale też nigdy nie byli wrogami. Do czasu, gdy córka władcy Vanoru zakochała się i postanowiła wyjść za Johnatana, syna i następcę tronu Mirnoru. Ojcowie próbowali odwieść dzieci od tego pomysłu, jednocześnie obwiniając siebie nawzajem, aż doszło do konfliktu zbrojnego. Podobno w trakcie walk i Johnatan i Amelia zginęli, choć równie dobrze mogło udać im się uciec. Jednak tak jak mówiłem to tylko opowieść, która pozwala dodać tej historii odrobiny romantyzmu, której pozbawiony jest prawdziwy powód tej wojny. Czyli po prostu zachłanność władcy Mirnoru. Zaatakował Vanor z chęcią powiększenia terytorium, lecz nie wyszło mu to na dobre. Został pokonany, a jego królestwo zmniejszyło się prawie o połowę. To nauczka, że zachłanność i chciwość nigdy nie popłaca.
***
  Tak jak Evan przewidywał, niedaleko była opuszczona wioska. Dotarli do niej po około piętnastominutowym kłusie. Przejeżdżali główną drogą i spoglądali na małe drewniane chatki, które pod wpływem upływu lat popadły w ruinę. Wieś nie była duża, w jej ścisłym obrębie znajdowało się około trzydziestu gospodarstw, nie licząc tych oddalonych od centrum  o dobre kilkanaście minut drogi, jak ta, przy której spędzili dzisiejszą noc.
 Annalyn przygnębiona widokiem zapadłych, lekko butwiejących ścian i strzech budynków, nie odzywała się wcale, nie pamiętając nawet o tym, iż obiecała wygarnąć Evanowi co sądzi na temat jego postawy względem niej. Eldorin przemierzał piaszczysty trakt lekkim kłusem, dudniąc kopytami o złoty piasek. Evan z kolei wydawał się równie przygnębiony, a przynajmniej zamyślony, co jego towarzyszka. Wyjechali ze wsi po kilku minutach i teraz mijali tylko pojedyncze domy.
- Dlaczego nikt tu nie zamieszkał?- spytała Annalyn- Chodzi mi o to, czemu nie wprowadzili się tu na przykład barbarzyńcy?
- Wierz mi, to nie jedyne miejsce, które zostało opuszczone. Po prostu Pevereth chyba nie była zbyt bogata w porównaniu do innych miasteczek, więc po prostu ci którzy mieli wybór, woleli mieszkać w większych, bardziej rozległych i wygodniejszych siedzibach.

Dziewczyna chwilę rozważała jego słowa, a potem kiwnęła głową ze zrozumieniem i dalszą godzinę przebyli w prawie całkowitym milczeniu.